Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałam, bo obudzeniu sie z głębokiego
snu, był krzyk mojej mamy. Przetarłam oczy, chociaż wiedziałam, że jeszcze nie
wstanę. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 7, rano " No pięknie".
Gdy upewniłam sie, że krzyk mamy ucichł, przykryłam sie kołdrą po same uszy,
wtedy usłyszałam ponownie jej głos.
- Kate!
Wściekła rzuciłam kołdrę na bok, i
wstałam. Zbiegłam po schodach, i weszłam do królestwa, mojej mamy- kuchni.
- Co?- Zapytałam zakładając ręce na klatce
piersiowej.
- Idź do sklepu, i kup, to, co ci
napisałam- mruknęła, brodą wskazując na karteczkę, na stole. Wzięłam ją do
ręki, i niezadowolona, mruknęłam:
- Tu jest jedzenia dla stu osób.
- Oh, bo odwiedzi mnie stara znajoma,
która przeprowadziła sie tydzień temu na przeciw... I przyjdzie z swoją
rodziną- wyjaśniła, wycierając ręce, w ręcznik.
- To musi to być jakaś duża rodzina-
mruknęłam sarkazm stycznie pod nosem- A kiedy przyjeżdżają- powiedziałam już
nieco głośniej.
- Dziś wieczorem a i ubierz się jakoś
ładnie- dodała, z uśmiechem.
- Czy ty sugerujesz, że nie mam stylu, i
nie umiem sie ubrać- spytałam, unosząc jedną brew do góry, oraz zakładając
ręce, na klatce piersiowej, co wywołało u mojej mamy atak śmiechu.
- Oczywiście, że nie. Tylko ubierz jakąś
sukienkę- poprosiła.
- Może jeszcze szpilki- powiedziałam
ironicznie.
- Dobry pomysł- zaćwierkała.
- Ach- jęknęłam z irytowana i odwróciłam
się na pięcie.
- Miałaś iść do sklepu?
- Nie może iść Ben?- Zapytałam, chociaż
dobrze znałam odpowiedz.
- Ben, ma...
- Inne zajęcie. A myślisz, że ja nie mam.
Musze się przecież ubrać, bo gustu nie mam- mruknęłam, kąśliwie.
- Tak a jakie to plany. I wcale, że nie
powiedziałam, że nie umiesz, sie ubrać, to ty to zasugerowałaś- odparła.
- Moje plany to...... Nie będę ci sie
tłumaczyć- rzuciłam po długim namyśle, na co mama zachichotała- I chce sie wyspać
się..
- Spałaś..
- Jest 7! Ja jeszcze normalnie nie funkcjonuje-
oświadczyłam gestykulując rękoma.
- Oh idź- wyszeptała unosząc wysoko oczy,
by dostać błogosławieństwo, i jej córka, wreście polazła do sklepu. Ja nie
chcąc jej już dłużej męczyć, odwróciłam sie na pięcie, i wyszłam.- Hej a co
zakupami?!
- Przecież nie pójdę w piżamie-
powiedziałam wściekle- Daj mi 10 minut.
I nie czekając na jej odpowiedz wbiegłam
do siebie na górę. Pomimo próśb mamy, nie ubrałam sukienki, było upalne lato
roku '82 roku. Ubrałam czerwoną koszulę, w kratkę, krótkie czarne szorty, oraz
moje ukochane czarne martensy. Włosy spięłam w wysoki kok, który oplotłam
bandaną. Na nos, włożyłam moje czarne okulary, i zbiegłam na dół.
- Już- rzuciłam przelotnie do mamy.
- Krótszych spodni nie miałaś- narzekała,
kręcąc głową.
- Oh... To ja lecę,.
- Ale śpiesz, sie, bo będziesz, mi
pomagać- odparła.
- Oj nie mamusiu, ja lecę, do sklepu a Ben
gotuje, wiesz, że kocham gotować, ale Cassie, ma załamanie nerwowe, przez
swojego faceta, Harrego, i ja jestem jej potrzebna- odparłam, radośnie.
- Dobrałyście- mruknęła.
- To ja lecę.
Wyszłam przed dom, i podeszłam do mojego
samochodziku. Wtedy usłyszałam głos, mamy, spojrzałam w jej kierunku wtedy ona
dodała:
- Poczekaj chwilę, bo jeszcze tata, coś
chciał i idę sie zapytać, co- i tyle ją widziałam. Tak, więc oparłam sie o mój
stary samochód, marki dadge. Był stary, ale zawsze coś.
Po chwili przyszła mama, i dała, mi listę od taty, oraz jej kartę kredytową
mówiąc, że mam sobie kupić jakąś sukienkę.
Mruknęłam, że okej, i ruszyłam do sklepu, przy okazji włączając radio na full,
tak, że na cały regulator było słychać, piosenkę wykonawcy:
MACKLEMORE
Do sklepu dojechałam w piętnaście minut, tak, więc, wyłączyłam silnik i
radio oraz wszystko, co mi potrzebne wzięłam ze sobą. Nie kryjąc złości, miałam
z 10 siatek, tego. Tak, więc wrzuciłam to do bagażnika, i postanowiłam wrócić
do domu" Może zapomniała o sukience"- pomyślałam.
Jakoś wyciągnęłam wszystkie siatki z samochodu, ale na moje nieszczęście,
jedna pękła i wszystko, co w niej było rozsypało się.
- Cholera- zaklnełam pod nosem i ukucnęłam by pozbierać, te rzeczy, a wtedy
ktoś zasłonił mi słońce i stanął przede mną. Uklęknął, i podał, mi pomarańcze,
które właśnie, zbierałam. Posał mi ładny uśmiech a wtedy do mnie dotarł, kto to
jest.
- Cholera to Michael Jackson!- Zaklnełam niestety na głos, gdy to do mnie
dotarło to zawstydzona opuściłam głowę. Jeszcze dwa lata, temu dałabym sie pociąć,
by go poznać, teraz zaś przeszła mi tamta miłość zwana platoniczną, i został
sam szacunek. Ale chyba przyznacie mi rację, że to nie jest codzienny widok, że
Michael Jackson, pomaga, mi w zbieraniu tych wstrętych pomarańczy, które
wypadły mi z siatki. Pomimo iż się już w nim kie kocham musze przyznać, że na
żywo, jest o stokroć przystojniejszy. Milczałam wpatrując się w ziemie, gdy z
zamyślenia, wyrwał mnie jego zatroskany głos.
- Wszystko okej?.
- Eh.. Tak, ja po prostu, przepraszam- szybko wstałam Michael posłał mi
najładniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.
- Michael- wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Kate, - odparłam uścisnęłam mu dłoń i
dodałam- A więc to wy się przeprowadziliście. Michael przytaknął i ponownie
posłał mi uśmiech.
- Kurde Jackson nie pesz, mnie- mruknęłam,
co go rozbawiło, bo wybuchł śmiechem łapiąc się za brzuch- Aż taką kosmitką
jestem by się ze mnie nabijać?... Oj nie ładnie Jackson. Nawet taki dziwoląg
oraz MUTANT jak ja ma prawo żyć- dodałam, na co jeszcze głośniej się zaśmiał a
ja przy okazji też.
- Jesteś zabawna- oświadczył, gdy się już
trochę uspokoił.
- Wiem, dlatego będę pracować, jako clown-
rzuciłam, na co wybuchliśmy śmiechem, lecz przypominielismy sie, że ktoś
może nas usłyszeć. Baa, usłyszał. Zerknęłam na firankę w kuchni. Poruszyła się.
„ No to będzie pogadanka".
- Ach ta moja mamusia- powiedziałam kręcąc
rozbawiona głową.- Przyglądała się nam- wyjaśniłam, gdy zobaczyłam niezrozumienie
na jego twarzy.
- Twoja mama to Lucy?
- Tak... A teraz wybacz, ale idę zanieść
te siatki zanim się całkiem rozwalą- dodałam, i obróciłam się na pięcie- pa.
- Pa.. Kate? Zobaczymy sie jeszcze?
- Dziś wieczorem i na pewno jesteśmy
sąsiadami- odparłam, na co łagodnie się uśmiech.
- To wiem, ale sami?- Zapytał nieśmiało.
- Okej, wiesz, może pokaże ci miasto,
które mam w małym palcu- zaśmiałam się.
- Aż tak dobrze je znasz?
- Urodziłam sie tu- wyjaśniłam- Pa Mike to
wieczora.
- Okej, i uważaj z tymi siatkami. A i nie
pozabijaj sie, chce cię jeszcze zobaczyć- wykrzyknął.
- Ha ha, spadam cześć- otworzyłam drzwi i
spojrzałam w jego kierunku, rzucił " pa" i mi pomachał. Zamknęłam za sobą
drzwi, i jakoś doczłapałam się do kuchni. Odłożyłam siatki, głośno westchłam i opadłam
na krzesło w kuchni widząc uśmiechniętą minę mamy.
- Nie ładnie tak podglądać- mruknęłam nalewając
sobie soku multiwitamina. Mniam.
- Podoba się ci sie?- Spytała wesoło.
- Mamo to Michael Jackson wszystkie
dziewczyny na niego lecą... Ale ja nie, po prostu jest miły, i uważam, że się
dogadamy- powiedziałam radośnie- Nom, to idę do Cassie.
- Okej, ale wróć przed 19-stą...
Już chciałam spytać, czemu gdy
przypomniałam sobie o kolacji z Jacksonami. Wyszłam przed dom i ponownie
weszłam do mojego samochodziku, wtedy sama nie wiem, czemu, ale spojrzałam na
dom na przeciw. Na jego dom. I Jak się okazało stał w oknie, i mi sie przyglądał.
Zaśmiałam się sie i wysłałam mu tak zwane" salutowanie". I odjechałam
do mojej przyjaciółki.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto pierwsza notka. Nie jest najlepsza, ale będę sie starała pisac, lepiej i dłuższe będa te notki.
Piosenka , którą słuchała Kate:
MACKLEMORE & RYAN LEWIS - THRIFT SHOP FEAT. WANZ .
Wiem, że jeszcze nie było wtedy tej piosenki, ale to moja wyobrażnia, więc,m tak jakoś mi sie dopasowała ta piosenka do tego momentu. No to tyle jak na razie.
P.S Pozdrawiam moją cudowną paczkę, i ciebie Michałku :)
P.S Pozdrawiam moją cudowną paczkę, i ciebie Michałku :)